Ten wyjazd był reaktywacją naszej grupy rowerowej, zapaleńców turystyki rowerowej z całej Polski. Nie jeździliśmy razem już ładnych parę lat. Trzeba było wreszcie to zmienić. Na nasze spotkanie po latach wybraliśmy trasę prowadzącą przez dwa województwa - małopolskie i świętokrzyskie...
Spis treści:
Start wyznaczyliśmy na rynku w Brzesku Okocimiu w sobotę rano. Ja wraz z Anetą i Tomkiem dotarliśmy tam nocnym pociągiem. Reszta ekipy: Krzysiek vel. Radosny Smok, Radek vel. Easy, Jarek vel. Jerry i Grzegorz vel. Greg dotarli do Brzeska dzień wcześniej. Na rynku połączyliśmy siły i po grupowej fotce wyruszyliśmy w trasę. Na początku naszej rowerowej przygody dotarliśmy do Dębna, gdzie znajduje się zamek. Obeszliśmy go do okoła i na chwilę pozwolono nam wejść do środka, gdyż przygotowywano zamek do imprezy rycerskiej. Po wizycie w warowni wstąpiliśmy do pobliskiej jadłodajni, aby rozgrzać się różnymi trunkami. Dalsza nasza droga prowadziła do Zalipia, wioski która była inspiracją powstania tej wycieczki. Po drodze się rozpadało i niestety ta sytuacja utrzymywała się przez cały dzień. Po małych perypetiach związanych z przeprawą promową przez Dunajec udało się kontynuować wyznaczoną trasę. W wiosce mieliśmy ucztę dla oczu - pięknie wymalowane akcenty pojawiały się wszędzie od płotów aż po sufity domostw. Po krótkiej przerwie na rozprostowanie nóg i wstąpieniu do dwóch chat ruszyliśmy dalej. Po drugiej przeprawie (tym razem przez Wisłę) wylądowaliśmy w Nowym Korczynie, gdzie zaczęliśmy szukać jadłodajni. Po dłuższym przeczesywaniu miasta niestety nic nie znaleźliśmy. Zrobiliśmy zakupy w sklepie i pojechaliśmy zrobić sobie sami obiad nad Nidę. Najedzeni pojechaliśmy wzdłuż Nidy w kierunku naszego noclegu. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do Wiślicy, gdzie obejrzeliśmy bazylikę Narodzenia Najświętszej Marii Panny z dość oryginalnym układem kolumn w środkowej nawie. Ostatni odcinek naszej trasy przejechaliśmy bez deszczu i w miejscowości Chroberz na niedawno urządzonej przystani rozbiliśmy szybko namioty. Wieczorem zorganizowaliśmy ognisko, przy którym snuliśmy opowieści wszelakie.
Noc pod namiotem nad brzegiem Nidy nie była taka zimna. Zanim się spakowałem znów się rozpadało i na deszczu pakowałem dobytek. Po przebudzeniu reszty ekipy i zjedzeniu śniadania wyruszyliśmy w dalszą drogę. Deszcz przestał padać i nawet słońce wyszło. Pierwszym punktem drugiego dnia był Pińczów, do którego dojechaliśmy dość szybko ukrywając się w tunelu aerodynamicznym traktora jadącego na skup do miasta. Na rynku w Pińczowie odpoczęliśmy sobie trochę pałaszując lody i gofry z pobliskiej cukierenki. Czas nas trochę naglił, więc ruszyliśmy dalej. Za granicami miasta znów się rozpadało. W Motkowicach podzieliliśmy się na dwie grupy. Smoku, Easy i Jerry popędzili do Jędrzejowa na pociąg do domu. Ja z Anetą, Tomkiem i Grześkiem ruszyliśmy w stronę Tokarni. Chwilę po naszej rozłące zaczął padać ulewny deszcz. Zmoczeni dojechaliśmy do Sobkowa, gdzie zwiedziliśmy zamek rycerski. Ciekawe miejsce z wieloma atrakcjami. Polecam :) Dalsza droga prowadziła do Tokarni, gdzie mieliśmy zwiedzić skansen. Przed bramą pożegnaliśmy Grześka a sami zapuściliśmy się w ogromny teren skansenu. Bywałem w wielu takich miejscach, ale ten jest największy, najbardziej zróżnicowany i z najlepszym wyposażeniem domów. Po zwiedzeniu skansenu zapakowaliśmy się do autobusu miejskiego, który zawiózł nas do centrum Kielc. Czasu do pociągu mieliśmy mało, ale udało się jeszcze zjeść i pójść na mszę przed odjazdem pociągu. W domach byliśmy po północy. Bardzo sympatyczny "bajkowy weekend" zakończył się sukcesem. Spotkaliśmy się po latach, razem dzielnie przejechaliśmy w deszczu wyznaczoną trasę i powspominaliśmy dawne czasy.