Świętokrzyskie 15-18.08.2013

W święto Wniebowzięcia NMP jak co roku znaleźliśmy się z Agnieszką w Częstochowie. Ze względu na brak czasu nie mogłem w tym roku zamienić się w pielgrzyma podążającego na Jasną Górę. Dlatego też po uroczystościach zaplanowałem "pielgrzymkę" po ziemi świętokrzyskiej, której kręgosłupem był rowerowy szlak architektury obronnej. Warunki podróżowania i noclegów miały być jak najbardziej spartańskie, dlatego rower i namiot występowały w rolach głównych...

Spis treści:

  • Dzień 1 - Ze śląskiego do świętokrzyskiego
  • Dzień 2 - Kraina brzoskwiniami płynąca
  • Dzień 3 - Poszukiwanie strawy
  • Dzień 4 - Powrót do cywilizacji

    Dzień 1 - 15 sierpień (czwartek)

    Po uroczystościach w Częstochowie, zapakowałem swój rower i rozstałem się z Agnieszką. Ona wróciła do domu a ja rozpocząłem swoją czterodniową przygodę z ziemią świętokrzyską w tle. W zmianie województw pomógł mi pociąg, który podwiózł mnie do stacji Małogoszcz. Gdy wysiadłem na stacji poczułem się dość dziwnie - wkoło cisza i brak ludzi (w odróżnieniu do zgiełku tłumów w Częstochowie). Szybko jednak przyzwyczaiłem się do tego stanu i tak miało być przez kolejne dni, ponieważ trasa miała biegnąć wsiami, lasami i polami. Z racji na późną porę przybycia, zciemniało się już mocno i tzrba było szukać miejsca na obozowisko. Znalazłem całkiem przyjemne miejsce w lesie, z małą polanką i co ważne płynącą obok rzeką Nidą. Po wieczornej kąpieli przy świetle księżyca, zjadłem kolację i zasnąłem.

    Pokaż/ukryj mapę ze zdjęciami

    Dzień 2 - 16 sierpień (piątek)

    Rankiem, po dość chłodnej nocy obudziły mnie hałasy samochodów i ludzi. Jak się potem okazało była to ekipa kajakarzy, którzy przyjechali z Sobkowa, do którego miałem podążać tego dnia. Umyłem się w rzece nie zwracając uwagi na nich i ruszyłem w drogę. Po przecięciu krajowej "9" dojechałem do zamku w Sobkowie. Tam spędziłem trochę czasu na filmowanie i robienie zdjęć. Fajne miejsce - godne odwiedzenia. Potem pojechałem w stronę Pińczowa. W mieście tym byłem już, ale widok ze wzniesienia na miasto był mocnym punktem, aby je jeszcze raz odiedzić. I tak tez sie stało - wdrapałem się na górę i tam zjadłem drugie śniadanie podziwiając rozległą panoramę. Po Pinczowie przyszła pora na Busko Zdrój, do którego dostałem się dość szybko jadąc główną drogą. W uzdrowisku po zrobieniu zakupów i zjedzeniu obiadu, pozwiedzałem urokliwe zakątki od rynku (rozkopanego) aż po Park Zdrojowy, gdzie atmosfera była iście sanatoryjna. Trochę zaburzyłem spokój kuracjuszy wjeżdżając tam moim zapakowanym rumakiem :) Przyczaiłem się w bocznej uliczce i wysłuchałem szumiących fontan przeplatanych muzyką ze skrzypiec grającej pani:) Czas jednak mnie naglił i musiałem przerwać ta sielankę. Ruszyłem dalej, kierując się tym razem na Pacanów. To miasto nie byle jakie - słyszało o nim każde dziecko :) W Pacanowie mieści się Europejskie Centrum Bajki, do którego oczywiście wstąpiłem. Oprócz tego na każdym kroku koziołki - malowane, brukowane, haftowane oraz te żywe! Nocleg znów w lesie w pobliżu miejscowości Brody Duże.

    Pokaż/ukryj mapę ze zdjęciami

    Dzień 3 - 17 sierpień (sobota)

    Kolejna noc nie była już tak chłodna. Po zjedzeniu śniadania i spakowaniu obozowiska wyruszyłem na trzeci etap pielgrzymowania. Po paru kilometrach jazdy natknąłem się na fajny, lecz zaniedbany młyn w miejscowości Grobla. Jadąc dalej w Rytwianach przy głównej drodze zobaczyłem także dość duży hotel, stylizowany na polski dwór. Zrobiłem parę fotek i popędziłem przez tereny ze stawami do Staszowa. Pytając się na rynku panów taksówkarzy co jest ciekawego do zobaczenia w ich mieście - odpowiedzieli "nic tu nie ma ciekawego do zobaczenia" i wysłali mnie do Kurozwęk, oddalonych o pare kilometrów od Staszowa. Tak też zrobiłem, gdyż tam znajdowały się takie ciekawostki jak: zespół pałacowy, zespół klasztorny kanoników reguralnych i wiele innych. Po zobaczeniu większości z ciekawostek, które kryły Kurozweki przemieściłem się do innego miasta, które zyskało miano "polskiego Carcassonne" dzięki zachowanemu do czasów współczesnych XIV-wiecznemu układowi urbanistycznemu zawierającemu wiele elementów tak architektonicznych jak i przestrzennych średniowiecznego miasta. Miastem tym był Szydłów. Do najważniejszych zabytków tego miejsca zaliczają się: mury obronne wraz z Bramą Krakowską, zespół zamkowy (Sala Rycerska, Skarbczyk, Brama Zamkowa), kościół farny pod wezwaniem św. Władysława, kościół pod wezwaniem Wszystkich Świętych oraz synagoga. Budowle zamkowe miasta, usytuowane w jego narożu, wchodziły kiedyś w skład Kazimierzowskiego systemu obrony kraju, spełniając funkcje ustrojowo-administracyjne i polityczno-strategiczne. Będąc tego dnia w Szydłowie, trafiłem na "Święto Śliwki" - miasto szykowało się do świętowania - wszędzie stragany, muzyka, itd. Spędziłem tam trochę czasu w samo południe kiedy to słońce mocno przygrzewało. Jadąc dalej, omijając bokiem Jezioro Chańcza, kierowałem sie na Iwaniska. Jednak skusiłem się na odbicie z tego kierunku i zahaczenie o ruiny zamku Szumsko w Rembowie. Jak się potem okazało nie było warto tam jechać, bo z ruin pozostało tylko kilka kamieni na sobie. Pomału stawałem się głodny a do miasta daleko. Udało mi się dojechać do Iwanisk, zdopingowany tym, że tam dostane coś do jedzenia. Niestety, nic konkretnego nie znalazłem! Pomyślałem, że w kolejnym punkcie mojej pilgrzymkowej trasy coś dostanę. To była miejscowość Ujazd wraz z najwspanialszym zamkiem świętokrzyskim "Krzyżtopór". Widząc jego ogrom i zajmując się pstrykaniem fotek na moment zapomniałem o głodzie. Jednak szybko dał o sobie znać mój brzuch. Przy zamku tylko fastfood i lody. Masakra, w takim miejscu (pełnym turystów), żeby nie było jakiejś porządnej jadłodajni! Promyk nadzieji zaświecił kiedy zobaczyłem reklamę restauracji na ogrodzeniu. Przełknąłem ślinę na widok smacznego jadła z fotografi i przeczytałem, że dzieli mnie od niego kolejne 16 kilometrów. Cóż było robić, wygłodniały resztkami sił dotarłem do mojej "oazy jadłem płynącej" pod Klimontowem. Jadłem chyba ze dwie godziny, ładując przy okazji moje elektroniczne zabawki, z którymi też miałem wiele kłopotów. Najedzony i szęśliwy mogłem wyruszyć dalej. Jadąc znów z dala od głównych dróg mogłem podziwiać krajobrazy, tym zazem przy zachodzącym słońcu. Po przecięciu drogi "77" zacząłem szukać miejsca na nocleg. Po drodze jeszcze sady brzoskwinowe i widomo - deserek :) Zaczeło się mocno zciemniać a ja wciąż nie znalazłem miejsca na obozowisko. Po przejechaniu przez wioskę Słabuszowice zobaczyłem fajne zadrzewione wzgórze i tam postanowiłem się wdrapać. Oj, nie łatwe to było zadanie - pchałem zapakowanego rumaka przez łąkę dawno nie koszoną. Jakoś się udało a w nagrodę miałem taką miejscówkę na obozowisko, że aż sam się zachwyciłem :)

    Pokaż/ukryj mapę ze zdjęciami

    Dzień 4 - 18 siepień (niedziela)

    Noc ostatnia okazała się najcieplejsza, może to przyczyna tego idealnego mijsca obozowego. Po śniadaniu w namiocie, z którego rozciągał się malowniczy widoczek, spakowałem obóz i ruszyłem na odtatni etap pielgrzymki. Upał niestety towarzyszył mi od samego rana i już wiedziałem, że łatwo nie będzie. Pierwszym miastem odwiedzonym tego dnia był Opatów. Mieści on głównie zabytki sakralne: Kolegiatę św.Marcina, barokowy klasztor oo. Bernardynów oraz bramę warszawską. Za Opatowem chciałem się kierować na Ćmielów, ale boczne drogi były tak poplatane, że wkońcu wyladowałem na przedmieściach Ostrowca Świętokrzyskiego. To była meta mojego cztero dniowego pielgrzymowania po ziemi świętokrzyskiej. Udało mi się złapać pociąg, który za chwilę ruszał do Skarżyska Kamiennej.

    Pokaż/ukryj mapę ze zdjęciami

    Koszty wyjazdu dla jednej osoby [PLN]:

    Pociągi 58
    Jedzenie i picie 80
    Bilety wstępu, itp. 12
    Noclegi 0
    SUMA 150

  • *** www.polaczenipasja.info *** Wszystkie prawa zastrzeżone ***