Na upragniony urlop w sezonie letnim wybraliśmy się w Tatry. Ponieważ szlaki i schroniska po polskiej stronie były przepełnione, postanowiliśmy zaatakować szczyty od strony słowackiej. Jak się później okazało był to dobry pomysł i nasza szóstka (Monika, Sylwia, Zbyszek, Grześ i my) bawiła się w górach doskonale...
Spis treści:
W mgliste przedpołudnie dojechaliśmy do Nowego Smokovca, gdzie mieścił się nasz hotel. Reszta ekipy miała zaklepaną kwaterę w Nowej Leśnej, gdzie pojechaliśmy po naszym zakwaterowaniu. Po rozpakowaniu się i załatwieniu formalności całą grupą ruszyliśmy na spacer z Nowej Leśnej do Nowego Smokovca. Po drodze odwiedziliśmy stacyjkę elektriczki, żeby zorientować się w jej rozkładzie. Do Nowego Smokovca dotarliśmy po przejściu 9km pod górkę. Pokręciliśmy się po mieście a gdy zaczęło padać posmakowaliśmy złotego trunku pod dachem. Potem rozeszliśmy się do swoich miejsc noclegowych. Dzionek potraktowaliśmy jako dzień na rozchodzenie :)
We wtorek udaliśmy się do Zbójnickiej Chaty 1960m n.p.m. w Dolinie Staroleśnej. Czas przejścia to ok. 8 godzin. W Słowacji raczej nie ma małych tras. Początkowo szliśmy szlakiem zielonym wzdłuż kolejki linowej na Hrebienok. Potem kawałek czerwonym, aby ostatecznie wskoczyć na niebieski. Pogoda nam dopisywała. Po dojściu do naszego celu - Zbójnickiej Chaty posililiśmy się zupą i wracaliśmy tą samą trasą. W Starym Smokovcu skończył się szlak a my poszliśmy coś zjeść.
Na kolejny dzień w Tatrach wybraliśmy Bystrą Ławkę 2300m n.p.m. Ruszyliśmy szlakiem żółtym ze Szczyrbskiego Plesa. Doszliśmy do Wodospadu Skok. Jeszcze wyżej znajduje się Capi Staw (Capie Pleso). Dalej szlak się pnie w górę, od wodospadu do przełęczy Bystra Ławka dojście zajmuje 2 godziny. Schodziliśmy do Szczyrbskiego Plesa przez Chatę pod Soliskom. Wzdłuż kolejki linowej doszliśmy do naszej elektriczki.
Na ten dzień zaplanowaliśmy odpoczynek. Oczywiście nie leżeliśmy plackiem w hotelu :) Wypożyczyliśmy w Starym Smokovcu rowery, by sobie pojeździć (koszt: 1/2 dnia - 7 euro/os.). Śmignęliśmy do Popradu, by zobaczyć okolice np. Spiską Sobotę. W sumie zrobiliśmy ok.35km. ze Smokovca do Popradu. Powrót tą samą droga. W Popradzie zjedliśmy sobie smażony ser w knajpce z widokiem na Aquapark. Reszta ekipy tego dnia wybrała się parku wodnego w Popradzie i Tatralandii, aby wymoczyć się w ciepłej wodzie.
Piątek był dniem zdobywania Rysów - 2503m n.p.m. Z Popradzkiego Plesa ruszyliśmy na Rysy. Tego dnia nie jedliśmy śniadania. Ruszyliśmy z suchym prowiantem. Od razu wspomnę, ze wejście na Rysy od strony polskiej jest dużo trudniejsze. Przez Zabi Potok czerwonym szlakiem idziemy w stronę Chaty pod Rysami 2250m n.p.m. Potem juz tylko 45 min. na szczyt. Chata pod Rysami jest najwyżej położonym schroniskiem w Tatrach. Na Rysach zdążyliśmy zobaczyć Morskie Oko i Czarny Staw i nadeszły chmury. Po krótkiej przerwie na szczycie schodziliśmy w dół tą samą trasą. Po drodze mijaliśmy tragarzy wnoszących prowiant i nie tylko - do schroniska. Trasa tej wycieczki to również ok. 8 g. Na koniec jedzonko w schronisku w Popradzkim Plesie oraz poszliśmy zobaczyć symboliczny cmentarz ofiar gór. Robi wrażenie i daje do myślenia. Potem już do Popradzkiego Plesa i elektriczką do naszej bazy w Nowym Sokovcu. Pogoda dopisała. Na Rysy wędrowaliśmy sami.
Tego dnia wraz z Sylwią i Zbyszkiem wyruszyliśmy zdobywać Krywań - 2494m n.p.m. Ze Szczyrbskiego Plesa pomaszerowaliśmy szlakiem czerwonym w stronę Jamskiego Stawu. Tam wskoczyliśmy na niebieski prowadzący na Krywań przez Krywański Źleb. Pogoda na początku dnia nam dopisała i mogliśmy podziwiać piękne widoczki podczas podchodzenia. Od Krywańskiego Źlebu na szczyt dzieliło nas tylko 45 min. Tu rozdzieliliśmy się z Sylwią i Zyszkiem, chcąc szybszym tempem zaatakować szczyt. Podczas "ostatniej prostej" pogoda się załamała - widoczność spadła do zera, zaczął padać grad! Większość osób wspinających się nagle gdzieś zapadła się pod ziemię. Obolali od biczowania gradem i zmarznięci na wysokości 2407m n.p.m. postanowiliśmy zawrócić. Widocznie tego dnia góra nie chciała, abyśmy na jej szczycie zawitali. Zabrakło nam niecałe 90 metrów. Przemoknięci, trzęsącym się krokiem obniżaliśmy wysokość a wraz z nią widoczność się poprawiała. Zza krzaków dostrzegliśmy naszych współtowarzyszy wspinaczki, którzy też odpuścili i zeszli w dół. Zbyszek uraczył nas gorącą strawą co było zbawienne dla zmarźniętego ciała! Potem razem szybkim krokiem wróciliśmy do Szczyrbskiego Plesa na elektriczkę.
Dzień powrotu - rano po śniadaniu i spakowaniu tobołków ruszyliśmy do Nowego Targu. Tam pożegnaliśmy się z naszą ekipą, wskakując do czekającego na nas autka na lotnisku . Ekipa popędziła do Warszawy a my do rodziny w Beskid Wyspowy. Nazajutrz odwiedzając Jasną Górę w Częstochowie wróciliśmy do domu.