Na otwarcie sezonu 2011 wybraliśmy się do Rzymu. Spędziliśmy w nim 4 aktywne dni, podczas których zapoznaliśmy się z dawnym imperium. Co krok jakiś zabytek, ciekawa rzeźba - nie nudziliśmy się. Pogodę mieliśmy w kratkę, ale nie przejmowaliśmy się tym podczas podboju Rzymu...
Spis treści:
W niedzielne popołudnie, za pomocą samolotu polskich linii lotniczych przetransportowaliśmy się do Rzymu. Lot trwał niecałe 2,5 godziny. Lotnisko Fiumicino przywitało nas przyjemnym ciepełkiem :) Do centrum miasta przejechaliśmy pociągiem FR1 (koszt 8 euro/os.). Jest też pociąg "Leonardo Express" lecz dwa razy droższy a wcale nie wiele szybszy do FR1. Po przesiadce do metra A dojechaliśmy do centrum miasta. Ze stacji metra Republica mieliśmy już kilka kroków do naszego Hotelu Caravagio przy Via Palermo. Lokalizacja ideala do zwiedzania - polecam! W czasie gdy się lokowaliśmy w naszym przytulnym, stylowym pokoju nadeszła burza! Przeczekaliśmy trochę i wieczorem wyszliśmy na pierwszy spacer. W scenerii nocnej zobaczyliśmy iluminowaną Fontannę di Trevi i Schody Hiszpańskie.
Następnego dnia po śniadaniu serwowanym przez hotel, wyruszyliśmy do Koloseum i Forum Romanum. Obowiązkowe miejsca do odwiedzenia w Rzymie. Kupiliśmy wspólny bilet (Koloseum, Forum Romanum i Palatyn, za osobę 12 euro). Pozwiedzaliśmy te miejsca, poczytaliśmy o nich, by oczyma wyobraźni poczuć klimat tamtych czasów. Po krótkim posileniu się, poszliśmy do Buzi Prawdy - Bocca della Verita. Legenda mówi, że kto nie mówi prawdy, a włoży do maski swoją dłoń, to już jej nie wyjmie. Postanowiliśmy dalej pójść do Bazyliki Świętego Pawła za Murami. Oddalona spory kawałek od kompleksów zabytkowych Rzymu. Tam już tłumów turystów nie było. Bazylika ta jest jednym z cudów świata. Znajdziemy tam grób Świętego Pawła a sama bazylika jest godna obejrzenia ze względu na swoją architekturę oraz piękne wnętrze. Po odwiedzeniu tego kościoła chcieliśmy coś zjeść, ale zapomnieliśmy, ze Włosi mają obowiązkową siestę i w związku z tym zjedliśmy później i zwiedzaliśmy dalej. Następnym naszym punktem była bazylika Świętego Jana na Lateranie i Święte Schody, po których Jezus szedł na sąd. Nastał już wieczór i poszliśmy coś zjeść, zwiedzając jeszcze po drodze z zewnątrz Kościół Santa Maria Maggiore. Potem delektowaliśmy się jedzeniem w Pastorito (wypatrzona sieć tanich restauracji z makaronem i pizzą). Polecamy, bo porcje są duże, smaczne a cena nie wygurowana jak na Rzym. Za porcję makaronu z 2 sosami, deserem słodkim, napoje zapłaciliśmy 25 euro. Najedzeni i trochę już tego dnia rozchodzeni (ok. 25 km) poszliśmy do naszego hotelu na odpoczynek. Tego dnia pogoda nam dopisała.
Dzień moich urodzin i oficjalnego rozpoczęcia sezonu :) Głównym celem dnia był Watykan. Pogoda się popsuła, padało, więc kupiliśmy dobowy bilet na komunikację miejską za 4 euro/os. W Watykanie po odczekaniu w kolejce (turystów tam nie brakuje nigdy) zwiedziliśmy Bazylikę Św.Piotra. Zeszliśmy też do podziemi, gdzie spoczywa nasz Papież Jan Paweł II. Następnie Via della Conciliazione doszliśmy do zamku Świętego Anioła. Porobiliśmy zamkowi kilka fotek i ruszyliśmy pieszo w stronę Piazza Navona z ciekawymi fontannami. Zbliżała się już siesta, więc trzeba było coś zjeść przed zamknięciem lokali. Poszliśmy do typowo włoskiej pizzerii, gdzie z innymi obcokrajowcami mogliśmy zjeść pizzę (7 euro - 2 osoby mogą się spokojnie najeść). Najedzeni ruszyliśmy w stronę Campo De Fiori, gdzie znajdował się targ. Trafiliśmy już na koniec tego targu i za ładnie tam nie było. Porobiliśmy zdjęcia, m.i. fontannie (których w Rzymie nie brakuje) i poszliśmy w stronę Panteonu. Po krótkim zwiedzaniu (można zobaczyć grób Wiktora Emmanuela II) ruszyliśmy w stronę Wysepki Tybrowej. Na uroczej wysepce (nawet w deszczu - bo tam nas w końcu dopadł) zobaczyliśmy Kościół Św. Boromeusza. Mieliśmy też w planie zobaczyć pozostałości słynnego mostu, ale przez deszcz przeoczyliśmy obiekt. Następnie wsiedliśmy w tramwaj i pojechaliśmy zawiesić naszą "kłódkę miłości" na Moście Milvio. Kluczki wrzuciliśmy do Tybru. Potem już obraliśmy kierunek na jadłodajnię Pastorito. Tym razem makaron z sosem Bolognese kosztował nas 9 euro. Przed powrotem do hotelu poszliśmy na lody włoskie - ciekawe, bo one nie są pokręcone tak jak u nas, wręcz przeciwnie jest to duża porcja lodów nakładana specjalną łopatką. Pałaszowaliśmy lody w strugach deszczu, który znów wieczorem nas dopadł.
Ostatni dzień pobytu w Rzymie. Mieliśmy czas do południa, więc zostawiliśmy bagaże w hotelu i poszliśmy jeszcze na spacer po rzymskich zabytkach. Trafiliśmy do zabytku narodowego oddającego cześć Wiktorowi Emmanuelowi II , tam też zobaczyliśmy na żywo zmianę warty przy grobie nieznanego żołnierza. Niedaleko Tybru wstąpiliśmy też do Teatru Marcellusa, który przetrwał jeszcze z czasów rzymskich. Udało nam się zobaczyć "zaległy" most na Tybrze oraz Plac Wenecki. Po spacerze przy dobrej pogodzie wróciliśmy do hotelu odebrać bagaże i potem już na lotnisko. Metro, pociąg, samolot i na "dobranockę" lądowaliśmy już na Okęciu. Pomimo nie najlepszej pogody, wróciliśmy z tarczą z podboju miasta... Rzym - ti amo!
Samolot | 115 |
Hotel | 159 |
Jedzenie | 55 |
Bilety wstępu, komunikacja, itp. | 68 |
SUMA | 397 |
Naszą podróż wspierali:
- linia lotnicza Lot - przetransportowała nas w powietrzu
- hotel Caravaggio - ugościł w stylowych wnętrzach
... za co pięknie dziękujemy!