Na największą nierowerową podróż w 2010 roku wybraliśmy rejon południowej Portugalii. Mimo napiętego grafiku udało się nam także zawitać w środkowej części tego kraju oraz zwiedzić Sewillę w Hiszpanii. Mieszkaliśmy w hotelu nad szumiącym Adriatykiem a naszym środkiem transportu był samochód. Pogodę mieliśmy bajeczną i plan wypadowy zrealizowaliśmy w 100%
Spis treści:
Naszą portugalską przygodę rozpoczęliśmy na warszawskim lotnisku Okęcie. Samolot portugalskich linii lotniczych TAP przetransportował nas do Lizbony.. Lizbońskie lotnisko posiada dwa terminale, między którymi można przemieszczać się specjalnym autobusem (za friko oczywiście). Z racji sporej ilości czasu jaką mieliśmy do drugiego juz dziś samolotu, pozwiedzaliśmy zakamarki lotniska korzystając z tego transportu:) Po 4 godzinach spędzonych na lotnisku wsiedliśmy na pokład kolejnego TAPa tym razem do Faro, gdzie wylądowaliśmy ok.23:00 Tam pobiegliśmy szybko do wypożyczalni samochodów "Hertz", żeby odebrać nasz zarezerwowany wcześniej samochód. Było to znakomite posunięcie, bo za chwilę ustawiła się po auta spora kolejka! Dostaliśmy nasze autko - Citroena C3, który miał nam służyć do końca naszego pobytu w Portugalii. Po około godzinie jazdy dotarliśmy do naszego hotelu w Isla Canela położonego niedaleko granicy portugalsko-hiszpańskiej. Zmęczeni dość długą podróżą położyliśmy się spać.
Na ten dzień zaplanowaliśmy sobie zwiedzanie południowego wybrzeża Algarve. Od razu na śniadaniu mieliśmy śmieszną sytuacje z czasem. Nie przyzwyczailiśmy się jeszcze do faktu, ze w Hiszpanii i Portugalii są różne strefy czasowe i jest godzina różnicy. O mało co nie dostalibyśmy śniadania, bo będąc w Hiszpanii, mieliśmy na zegarkach czas portugalski - czyli godzinę wcześniej. Udało się jednak nam zjeść! Najedzeni - ruszyliśmy na podbój Algarve. Jako pierwsze miasto zwiedziliśmy Tavirę. To urocze miasteczko znajduje się ok.40km od granicy z Hiszpanią. Tam trafiliśmy do fajnego miejsca - na wieże, gdzie mogliśmy posłuchać opowieści o Tavirze a także dzięki magicznej lunecie mogliśmy obserwować życie w Tawirze na żywo. Polecamy to miejsce. Wejściówka kosztuje 3,5 euro/os. Z wieży porobiliśmy kilka fotek i następnie skierowaliśmy się nad rzekę idąc urokliwymi uliczkami miasta. Po krótkim spacerze wróciliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Albufeiry. Po zaparkowaniu samochodu w Albufeirze (trochę musieliśmy pomanewrować samochodem na ręcznym, bo teren trochę górzysty) poszliśmy na plaże, by obejrzeć klify. To miasteczko jest typowo turystyczne, trochę głośne, ale malowniczo położone. Po spacerze wzdłuż plaży i krótkim odpoczynku pojechaliśmy dalej na zachód. Naszym kolejnym celem był przylądek św.Wincentego - najbardziej wysunięty na południowy-zachód punkt Europy! Zmierzając na przylądek rzuciliśmy okiem na fortecę, jednak nie mogliśmy jej zwiedzić - była już zamknięta dla zwiedzających. Na przylądku czekając na zachód słońca, porobiliśmy sporo fotek w scenerii klifowej. Pięknie miejsce - polecamy! Oprócz nas zachód słońca obserwowały jeszcze dziesiątki osób. Gdy ostatnie promienie słońca zniknęły za horyzontem, rozmarzony tłum zaczął bić brawo a my ruszyliśmy w drogę powrotną do hotelu. Tego dnia przejechaliśmy ponad 350km.
Kolejny dzień objazdówki. Tego dnia ruszyliśmy na północ Portugalii. Zaczęliśmy od Tomaru, Fatimy, a wieczorkiem dobiliśmy do Lizbony. Po śniadanku wskoczyliśmy do naszego Citroena i autostradą ruszaliśmy w stronę Lizbony. Nie dojeżdżając jednak do stolicy, odbiliśmy do Tomaru, gdzie poszliśmy zobaczyć zamek wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Kilka fotek, krótki spacer po miasteczku i dalej w drogę. Nasz kolejny punkt to Fatima. Z racji niedzieli trafiliśmy w Sanktuarium na mszę, pomodliliśmy się trochę i już kierowaliśmy się w stronę Lizbony. Tam dotarliśmy ok.19:00, gdzie po pozostawieniu samochodu ok.7 km od hostelu, komunikacją miejską dotarliśmy do niego. Po zakwaterowaniu , poszliśmy na wieczorny spacer po Lizbonie. Przechadzaliśmy się dzielnicą Baixa, gdzie porobiliśmy kilka fotek w nocnej scenerii. Na koniec zwiedzania posililiśmy się dużą pizzą (koszt 8 euro) we włoskiej restauracji. Potem już tylko marzyliśmy, by położyć spać po dość wyczerpującym dniu. Przejechaliśmy ok. 420 km.
Po śniadaniu w hostelu ruszyliśmy zwiedzać Lizbonę. Najpierw poszliśmy na zamek skąd mogliśmy podziwiać piękne widoki na stolicę. Koszt wstępu na zamek 7 euro/osoba. Warto! Zamek jest położony w dzielnicy Alfama, więc idąc do zamku "zasmakowaliśmy" urokliwych, wąskich uliczek tej dzielnicy, wspinając się w górę lub schodząc w dół. Lizbona ma bardzo zróżnicowany teren. Po Alfamie,kolejna dzielnica- Belem, do której dotarliśmy podmiejskim pociągiem (koszt 3euro/osoba). Tam mogliśmy zobaczyć w całej okazałości jeden z 2 mostów lizbońskim - 25 kwietnia. W tej dzielnicy znajduję się również Pomnik Odkrywców oraz Wieża Belem nad brzegiem Tagu. Z Wieżą Belem łączy się akcent polski. Był tam więziony Józef Bem. Na koniec nasze kroki skierowaliśmy do dawnej rezydenckiej królewskiej. Potem już szliśmy w stronę hostelu odebrać walizkę i autobusem linii 36 (koszt 1,45 euro/os) do naszego Citroena. Sprawnie wyjechaliśmy z Lizbony i po 3 godzinach dotarliśmy na kolację do naszego hotelu. Dzisiejszy dystans to ok.350 km.
Tego dnia postanowiliśmy trochę odpocząć. Po śniadaniu wypożyczyliśmy rowery (4h - 7 euro/os.). Trochę pozwiedzaliśmy okolice naszego hotelowego miasteczka oraz oddalonego o 6 km. -Ayamonte. Mimo, ze do granicy portugalsko-hiszpańskiej było kilka km. Nie mogliśmy jednak tam dojechać z racji tego, ze granicę między tymi dwoma państwami łączy most na który tylko można wjechać samochodem. Zrobiliśmy więc kilka fotek mostowi z daleka. Pokręciliśmy się 26 km na rowerze i wróciliśmy na obiad. Po obiedzie zaplanowaliśmy siłownię i jakuzzi. Jednak na siłowni nieuważna trochę Aga stłukła sobie trochę nogę. Niestety do wieczora wszystko "kręciło się" wokół nogi. W niepewności czy noga bardziej nie spuchnie doczekaliśmy wieczora.
Rano standard - wypasione śniadanie. Potem mimo, że noga trochę Agę bolała, postanowiliśmy pojechać do Sewilli. Po około 2 godzinach znaleźliśmy się na przedmieściach Sewilli. Od przechodnia dowiedzieliśmy się, że do centrum mamy muy, muy lejo, postanowiliśmy mimo wszystko tam dojść. Idąc trochę wolno (noga nie odpuszczała) wpadliśmy na pomysł wypożyczenia rowerów. Okazało się, że to jest parking rowerowy i z rowerów mogą korzystać mieszkańcy Sewilli. Dostępny karnet to roczny albo 7 dniowy. Złapaliśmy zatem autobus miejski (1,20 euro/os.), który nas dowiózł do Katedry. Oczywiście zwiedziliśmy ją dogłębnie, wchodząc także na wieżę, z której rozpościerały się piękne widoki. Koszt wstępu do katedry- 8 euro/os. Potem zdecydowaliśmy się , ze skorzystamy z Sevilla Tour - objazdowa wycieczka autokarowa po mieście. Bilet 16 euro/os., który jest ważny 2 dni. Wysiedliśmy na jednym z przystanków , by udać się na Plaza de Espańa - największy plac w Sewilli. Super miejsce. Podziwiać można tam hiszpańską ceramikę - azulejos. Potem już kierowaliśmy sie do naszego samochodu i na kolację dotarliśmy do hotelu. Dystans ok.280 km.
Tego dnia udaliśmy się do Ayamonte. Trafiliśmy tam do miejskiego parku, gdzie znajduje się mini- zoo. Spotkaliśmy tam np. lwa, tygrysa, niedźwiedzia, małpki. Po krótkim spacerze po mieście, wróciliśmy na obiad. Po obiedzie jeszcze jakuzzi, dłuższy spacer plażą i po kolacji przygotowanie do odjazdu. Tego dnia musieliśmy dojechać do Faro, skąd rano następnego dnia startowaliśmy. Musieliśmy też tego dnia w Faro oddać samochód o godz. 23:00. Zarezerwowaliśmy nocleg w Hotelu Monaco oddalonego o 3km od lotniska i tam się wieczorem udaliśmy.
Start samolotu z Faro do Lizbony mieliśmy o godz. 6:15. W Lizbonie z racji mgły czekaliśmy ok.3 godzin. Około południa wystartowaliśmy z Lizbony a zimną Warszawę przywitaliśmy, gdy w TV zaczynał się "TeleExpress". Tak oto skończyła się nasza wycieczka do Portugalii. Słoneczne chwile spędzone w tym kraju na długo pozostaną w naszej pamięci.
Samolot | 424 |
Hotel główny | 0 |
Hotele pozostałe | 69 |
Wynajęcie samochodu | 325 |
Benzyna | 167 |
Autostrady | 48 |
Wypożyczenie rowerów | 14 |
Bilety wstępu, autobusowe, itp. | 87 |
SUMA | 1134 |
Naszą podróż wspierali:
- linia lotnicza TAP - przetransportowała nas w powietrzu
- firma Hertz - udostępniła autko, którym przejechaliśmy ok.1800km
- hotel Iberostar Isla Canela - ugościł w apartamencie
- hotel Monaco - ugościł w pokoju przed wylotem
- Baluarte Citadino-Stay Cool Hostel - ugościł w Lizbonie
- nawigacja GoClever - prowadziła przez miejską dżungle
... za co pięknie dziękujemy!