Na nieco przedłużony weekend kwietniowy postanowiliśmy wybrać się na wiosenne rowerowanie tam gdzie jeszcze nas nie było. Miejscem tym były Mazury Zachodnie. Za naszą bazę wypadową służył hotel nad Jeziorem Isąg, skąd zaczynaliśmy nasze wypady w nieznane...
Spis treści:
Po przyjeździe do hotelu i zameldowaniu się, szybko wskoczyliśmy na rowery, aby nie marnować dnia. Pierwsze wrażenie Agnieszki było takie: "czemu tu takie pagórki", ale i atk dzielnie pod nie się wdrapywała. Mieliśmy mapę z wrysowanymi szlakami, ale jak się okazało tylko trzy z nich były oznakowane w terenie. Także "słabsi w orientacji terenowej" muszą mieć choć jednego nawigatora (szczególnie w lasach łatwo się pogubić). Pierwszym celem sobotnim był Gietrzwałd - miejsce pielgrzymek. Zwiedziliśmy sanktuarium i wstąpiliśmy na obiad do Domu Pielgrzyma, który znajduje sie tuż obok. Są tam smaczne i niedrogie posiłki wydawane przez cały dzień. Polecamy! Z Gietrzwałdu pojechaliśmy w stronę Jeziora Giłwa, przy którym jest miejscowość wypoczynka - Rentyny. Potem drogami leśnymi obok linii brzegowej Jeziora Isąg dotarliśmy do Pelnik i Łukty. Objazdowe kółko zamkneliśmy przy naszym hotelu a dystans wyniósł około 32 kilometry.
Po niedzielnym śniadaniu i mszy świętej tego dnia nasze rowerowanie zaczeliśmy z Łukty. Za cel obraliśmy sobie objechanie Jeziora Morąg. Tym razem wybraliśmy szlak oznakowany w terenie, ale i tak go lekko zmodyfikowaliśmy. Szlak okazał się fajnie krajobrazowo poprowadzony. Na początku poszukiwaliśmy młyna w Komorowie. Znaleźliśmy tylko koło młyńskie. Dobre i to! Dalej szlak prowadził polnymi drogami, gdzie na polach i łąkach mogliśmy podziwiać zwierzaki mazurskie. W Żabim Rogu wstąpiliśmy na stację kolejową - typowa dla tych terenów. W Łukcie zakończyliśmy nasze niedzielne lajtowe rowerowanie z wynikiem 28 kilometrów na liczniku.
Choć prognozy pogody nie były optymistyczne na ten dzień, po wymeldowaniu się z hotelu podjechaliśmy jeszcze autem do Morąga,
aby poznać miasto i jego ciekawe (choćby z nazwy) okolice. Na dzień dobry przywitał nas deszcz i miasto zwiedzaliśmy już "uzbrojeni"
w nakrycia przeciwdeszczowe. W Morągu znajduje się parę interesujących budynków m.in.: Ratusz, Pałac oraz zamek. Wszystkie te obiekty namierzyliśmy i zfociliśmy :)
Potem wyjechaliśmy za miasto. Niebo pokrywały grube chmury i co jakiś czas padało. Mimo to jechaliśmy do przodu w kierunku znajomo brzmiącej nazwy miejscowości - Wenecja.
Po zdobyciu Wenecji popędziliśmy do Słonecznika, aby na koniec trafić do Raju... tak do Raju, taką sympatyczną nazwę posiada wioseczka pod Morągiem.
Nasza rowerowa pętla zamknęła się po niespełna 30km w Morągu, skąd wróciliśmy do domu.
Mazury Zachodnie okazały się dla nas ciekawe krajobrazowo, wiosna choć nie w pełni rozkwitła jeszcze to i tak nas zauroczyła.
W regionie nie brakuje tras rowerowych, więc jest gdzie jeździć. Polecamy na letni, ciepły czas!