Nasz pobyt na Jurze w ten weekend bardziej skupiał się na pobycie w leśniowieckim sanktuarium niż na łazikowaniu. Mimo to nie zabrakło jednak też wędrówki. Ze sobą zabraliśmy też Anetę i Olę, żeby też mogły odpoczywać na naszym fajnym agro...
Spis treści:
W sobotę z naszego agro, które znajdowało się w Jaworzniku ruszyliśmy wraz z dziewczynami do zamku w Mirowie. Trasa była bardzo przyjemna, bo szliśmy drogami polnymi o zerowym ruchu. Można było spokojnie rozmawiać (dziewczyny) oraz kontemplować (ja). Po paru kilometrach marszu doszliśmy do zamku. Tam zrobiliśmy sesję zdjęciową wśród ruin zamkowych. Dalej powędrowaliśmy szlakiem czerwonym po grzbiecie wzniesienia do Zamku w Boblicach. Tam zrobiliśmy większą przerwę na jedzenie. Dzionek był upalny, więc i zimne piwko się znalazło w menu :) Najedzeni i pełni sił do dalszego wędrowania złapaliśmy żółty a potem niebieski szlak i nimi podążaliśmy w stronę Lutowca. Szlak prowadził przez lasy i mogliśmy ochronić się trochę od mocno grzejącego słońca. Za Lutowcem postanowiliśmy wracać na agro, bo pora stawała się późna a na obiad chcieliśmy jeszcze dobry pojechać do Żarek. Na koniec wędrówki pogubiliśmy się trochę, idąc po polach, ale w końcu wytropiliśmy ścieżkę, która zaprowadziła nas do naszego agro. Po chwili odpoczynku i zmyciu z nas kurzu pojechaliśmy na obiad do naszej ulubionej restauracji w Żarkach.
Po mszy w Leśniowie mieliśmy w planach jeszcze trochę powędrować po jurajskich szlakach. Pojechaliśmy do Podlesic, aby tam rozpocząć naszą wędrówkę. Jednak po wizycie w cukierence, stwierdziliśmy, że upał jest straszny i nie ma co się męczyć. Wzięliśmy koce z auta i poszliśmy w ciche i zacienione miejsce w lesie. Tam trochę zasmakowaliśmy jurajskiej sielanki. Po przyjeździe na agro, spakowaliśmy się i wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na Jasna Górę oraz odstawiliśmy Olę na PKS w Częstochowie. Wieczorkiem i my zawitaliśmy w domach podwarszawskich.