Po ostatnich wypadach rowerowych wiedzieliśmy, że zaniedbujemy nieco górskie wędrówki. W piątkowe popołudnie dość spontanicznie wyjęliśmy mapy i zaczęliśmy planować. Po godzinnym namyślaniu się postanowiliśmy zdobyć Turbacz w Gorcach. Tak też się stało...
Spis treści:
Nocnym pociągiem (innej opcji nie ma oprócz auta) lekko śnięci dojechaliśmy do Chabówki. Potem wzdłuż drogi doszliśmy do Rabki Zdroju, gdzie złapaliśmy czerwony szlak na Turbacz. Przed wspinaczką pozwiedzaliśmy jeszcze miasto m.in. zobaczyliśmy muzeum im. Władysława Ornaka oraz Teatr Lalek Rabcio. Na parę łyków mocnej kawy też się znalazł czas. W centrum miasta złapaliśmy nasz szlak, z którego nie zbaczaliśmy aż do samego szczytu Szlak prowadził obok pięknie odrestaurowanego parku zdrojowego, uliczkami miejskimi aż wreszcie wydostaliśmy się z uzdrowiska i mogliśmy podziwiać pierwsze widoki. Pogoda oczywiście nam dopisywała - robiło się upalnie i oprócz patrzenia pod nogi musieliśmy spoglądać także na niebo czy nie tworzą się chmury burzowe. Pierwszy postój na szlaku zrobiliśmy przy Schronisku na Maciejowej (842m n.p.m.). Zjedliśmy lekką przekąskę i dalej w drogę ku górze. Po około godzinie doszliśmy do Schroniska na Starych Wierchach (964m n.p.m.) Tam zrobiliśmy większy postój na regeneracje sił i posilenie się. Nad nami zbierały się burzowe chmury, ale postanowiliśmy iść dalej. Przez Obidowiec (1106m n.p.m.) po dość męczącej wspinacze z ciężkimi plecakami w upale wreszcie dotarliśmy na najwyższy szczyt masywu Gorcy - Turbacz 1310m n.p.m. Tam zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i po krótkim zejściu dotarliśmy do Schroniska na Turbaczu. Ludzi sporo wokół schroniska, ale to w końcu sezonu szczyt. Po rozbiciu namiotu i wypakowaniu tobołów - przyszła pora na przyjemności: prysznic, obiad i podziwianie panoramy Tatr! Wieczorem mimo burzy i hałasującego agregatu prądotwórczego przy schronisku zasnęliśmy dość szybko - trudy podróży zapewne to spowodowały :)
Na ten dzień nie mieliśmy zbyt ambitnych planów, więc mogliśmy pospać nieco dłużej.
Poranek przywitał nas deszczem. Jednak po naszych prośbach deszcz ustał i wyszło słońce :)
Zostawiliśmy rozbity namiot wraz z plecakami i poszliśmy na luzaka w kierunku Jaworzyny Kamienickiej szlakiem czerwonym.
Najpierw przez Halę Długą z widokiem na całe schronisku pod szczytem. Potem po wejściu w las odbiliśmy na szlak zielony.
W lesie kusiły nas co krok pyszne jagody i maliny mówiące "zjedz mnie" :) Ciężko było się nie skusić!
Po wyjściu z lasu ukazała się rozległe widoki i bulandowa kapliczka. Tego widoku nie da się opowiedzieć trzeba po prostu tam być.
Moje ukochane miejsce w Gorcach z widokiem na rodzinne strony Beskidu Sądeckiego i Wyspowego.
Gdy juz oczy się na patrzyły zaczęliśmy wracać w stronę schroniska, ale jeszcze zahaczając o Kiczorę (1282m n.p.m.)
Po dojściu do schroniska spakowaliśmy się, zjedliśmy obiad i ruszyliśmy w dół do Nowego Targu.
Schodziliśmy szlakiem zielonym prze Bukowinę Waksmundzką (1105m n.p.m.) - nieco dłuższym od szlaku żółtego, ale też łagodniejszym co przy ciężkich plecakach miało duże znaczenie.
Po 8km zejścia doszliśmy do przedmieść miasta. Przed wskoczeniem do pociągu mieliśmy jeszcze czas na zwiedzenie miasta, pójście na msze i obiadokolację.
Gdy zmrok ogarnął ziemię podjechał nasz pociąg, zajęliśmy wygodne miejsca i luksusowych warunkach dojechaliśmy aż do samej Warszawy.
Wypad w góry choć spontaniczny i nieco męczący dojazdowo dał nam znów wiele frajdy - mogliśmy obcować z przyrodą i podziwiać piękne widoki.
Do zobaczenia Gorce - jeszcze Was odwiedzimy!