Środek lata, środek tygodnia - w tym czasie postanowiliśmy wybrać się nad wodę - padło na Jezioro Sulejowskie...
Spis treści:
Mając do dyspozycji półtora dnia i samochód można zorganizować całkiem przyjemny wyjazd. Tak właśnie zrobiliśmy - wyruszając we wtorek o poranku nad Jezioro Sulejowskie. Wystarczyło tylko 1,5h na dotarcie w okolice jeziora. W Sulejowie wypatrzeliśmy ośrodek wypoczynkowy, gdzie rozbiliśmy nasz królewski namiot (koszt 20zł). Wskoczyliśmy na rumaki i popędziliśmy w stronę Sulejowa. Pogoda była dość znośna, bo palące słońce tego dnia przykryły chmury. Postanowiliśmy objechać jezioro do okoła. W Sulejowie złapaliśmy szlak zielony i niebieski rowerowy, którego (w ślepo) postanowiliśmy się trzymać. Doprowadził on na początkowo do zabudowań dawnego klasztoru a potem wyprowadził w las (nawet dosłownie) Nagle gdzieś się urwał, my wpadliśmy w niezłe szuwary (bagna) i zanim się z nich wydostaliśmy straciliśmy sporo czasu. Mimo to przygoda przednia przedzierać się po szyje w zaroślach. Gdy wydostaliśmy się z "szlakowej pułapki" pomknęliśmy drogami utwardzonymi do Tomaszowa Mazowieckiego. Tam Królowa zobaczyła po raz pierwszy rezerwat "Niebieskie Źródła". W mieście postanowiliśmy znaleźć coś do jedzenia. Nie było to łatwe, bo wszędzie panowały kawiarnie i puby a "normalnej" jadłodajni nie było. W dodatku nikt nie był nam w stanie pomóc, bo pół miasta było przyjezdnych. Dopiero starszy pan przyszedł nam z pomocą i wskazał kierunek. Ufff, udało się znaleźć całkiem dobre jedzenie:) Najedzeni popędziliśmy w drogę powrotną drugą stroną jeziora, wpadając od czasu do czasu na plaże. Wieczorkiem szczęśliwie dotarliśmy do naszego obozowiska, gdzie toastem królewskiego piwka zakończyliśmy dzień.
Tego dnia już nie mieliśmy całego do dyspozycji. Musieliśmy być w pracy popołudniu. Po spakowaniu całego dobytku i zjedzeniu śniadanka wskoczyliśmy do samochodu i popędziliśmy przez Sulejów i Opoczno do Inowłodzia. Tam pospacerowaliśmy po mieście zwiedzając pozostałości po zamku Kazimierza Wielkiego. Upał już był nie do zniesienia. Klima w aucie była wybawieniem. Szybko przemieściliśmy się krajową "ósemką" w stronę stolicy. W Radziejowicach zjechaliśmy z trasy, aby zobaczyć pałac i pospacerować po rozległym parku. Chcieliśmy zakosztować jadła w pobliskiej restauracji, ale żywego ducha tam nie zastaliśmy. Jedynie portrety Lenina na ścianie:) Opuściliśmy Radziejowice i po chwili byliśmy już w domu, gdzie czekała na nas prawdziwa uczta powitalna.